Za co cenię skuter? Poruszam się jak miejscowi, poznaję kraj na własnej skórze i wszystkimi zmysłami. Objechaliśmy skuterem całą wyspę Koh Chang, a kiedy urodziła się Ola ruszyliśmy skuterem we trójkę. Da się. Zebrałem ceny, polecane modele, jak zacząć i jeździć bezpiecznie omijając pułapki, ale nie omijając przygód.
Tajlandia, wyspa Koh Chang. Droga miała mały problem, ale skuter sprytnie go ominął.
Tanio, samodzielnie, stosunkowo szybko i wygodnie. Tak podróżuje się skuterem i zwiedza miasta południowej Europy, wyspy na Morzu Śródziemnym, czy tropikalną Azję. Wjedziesz tam, gdzie samochody mają zakaz i nie dociera lokalna komunikacja. A rower? – zapyta dociekliwy podróżnik. Jest przecież bardziej ekologiczny, niż kopcący skuter. No dobrze, ale spróbuj jechać 20 km w pełnym sycylijskim słońcu czy wilgotnym i gęstym jak czerwone curry powietrzu tajskiej wyspy. Dojedziesz z językiem na brodzie i w mokrej od potu koszulce, a zanim złapiesz oddech musisz wracać kolejne 20 km. Nic nie przebije skutera swobodą, poczuciem wolności, oszczędnością sił i pieniędzy na średnich dystansach, kiedy chcesz eksplorować okolicę. No to jazda!
Pierwszy raz na skuterze
Był czarny, błyszczał w porannym słońcu przeciskającym się nad okolicznymi szczytami, przypominającymi wielkie brokuły. Stał grzecznie w szeregu razem z innymi pod skleconą z blachy falistej wiatą. Spodobał mi się od pierwszej chwili. Japoński, nie jakaś chińszczyzna. Jeszcze tylko formalności: ksero paszportu, wypełnienie rubryk z danymi osobowymi, zaznaczenie na protokole istniejących otarć, podpis pod cyrografem o wzięciu na siebie pełnej odpowiedzialności za ewentualne szkody, opłata równowartości 20 zł za dzień. Wyprowadzam go na ulicę. Miasteczko Pai w północnej Tajlandii, tuż przy granicy z Birmą, budziło się do życia. Buchała para z ulicznych garkuchni. Swoje kramy otwierali rzemieślnicy. Zamieszkujący te tereny Karenowie – tutejsza grupa etniczna, wtulali się w puchowe kurtki. Dla nich 25 stopni o poranku to straszny ziąb w środku lutego, czyli pory suchej – tajskiej zimy. My za to w krótkich rękawach. Zakładamy nie pierwszej świeżości kaski. Asia usiadła za mną i obłapiła jak miś kola. Nikt nie pytał mnie o prawo jazdy, czy umiem jeździć. Pokazali nam jedynie, gdzie znajduje się wlew paliwa pod siedzeniem.
Po przekręceniu kluczyka nacisnąłem guzik zapłonu. Rozrusznik kręcił żwawo, wydając odgłosy niczym skrzeczący makak. Silnik zaskoczył i zaczął pyrkać. Wystarczyło przekręcić manetkę z gazem i wyrywał ochoczo do przodu. Zrobiłem rundkę po ulicy i kilka ósemek, żeby oswoić się z maszyną, po czym Asia usiadła za mną i obłapiła jak miś kola. Ruszyliśmy w kierunku zagubionych w górach wiosek, ciepłych źródeł, wodospadów ukrytych w dżungli. Czuliśmy Azję wszystkimi zmysłami. Pożyczenie skutera to był strzał w dziesiątkę. Innym razem objechaliśmy całą wyspę Koh Chang, a kiedy urodziła się Ola jeździliśmy skuterem we trójkę w Indonezji, ale o tym na końcu tekstu.